Spotykamy się tydzień po Ich ślubie. Jest jesień. Powoli czuć znajomy przeszywający zimowy chłód. Ale to ich nie zniechęca. Ogród Botaniczny świeci już pustkami, mamy prawie całą przestrzeń dla siebie. Zwłaszcza moje ulubione, trochę leśne i dzikie jego zakamarki. Spacerujemy. Rozumiemy się bez słów, wspaniale, gdy natura zachwyca nas na podobnym poziomie a poczucie estetyki to coś, co łączy nas jak nic innego. Zdjęcia robimy przystając co kilka kroków w miejscach, które wydają się "nasze". Patrycja kocha klimat magiczny, to prawdziwa leśna wróżka, wystarczy na nią spojrzeć...Krzyś w każdej małej przerwie otula ją płaszczem i uśmiecha się pod nosem. Łapiemy ostatnie promienie słońca które nieśmiało znika za horyzontem i pora się pożegnać, bo ręce i nosy rumienią się w zastraszającym tempie.
Do następnego!